Trzy godziny później.
-Mhm....
Aaa... Jasno... Za jasno... - warknął młody jinchuuriki, zasłaniając
dłonią otwierane oczy - Kuso... Piecze... - syknął, ponownie je
zamykając i delikatnie masując opuszkami palców
Po krótkiej chwili
wyprostował się, siadając na posłaniu. Po raz kolejny powoli otwierając
oczy, przyzwyczajając je do wpadającego przez okno światła wschodzącego
słońca.
-Już ranek... Cholera, ile byłem nieprzytomny? - szepnął w zamyśleniu, pochylając się w stronę szyby i spoglądając na ulicę
"Kurama... Gomen." - odpowiedział psychicznie lisowi
"Taa... Tu masz rację..." - pomyślał opadając do tyłu i wpatrując się w sufit - "Tak w ogóle... Kto mnie tu przeniósł?"
-Phi...
Typowe. - westchnął zrezygnowany błękitnooki, wstając z łóżka - Dobra,
ciekawe kto mnie tu... - przerwał widząc leżącą na podłodze nieprzytomną
czarnowłosą dziewczynę - Chwila, ona... Była z tą starą wiedźmą... -
szepnął zaskoczony, szybko przyklękając obok niej i sprawdzając jej puls
- Shizune-san... Słyszysz mnie? - zapytał niepewnie, widząc jak
kunoichi zaciska powieki jakby z bólu
-Ta... Nic ci nie jest? - zadał kolejne pytanie, pomagając jej usiąść
-N-nie... Ile czasu... Byłam nieprzytomna?
-Cóż... Jeśli to ty mnie tu zaciągnęłaś to pewnie parę godzin... - wywnioskował
-Parę godzin... O cholera! - krzyknęła, zrywając się na równe nogi - Gha... - jęknęła z bólu, łapiąc się za brzuch - Hu... Hu...
-Na pewno nic ci nie jest? - powtórzył blondyn, podpierając dziewczynę ramieniem
-Nie. - odpowiedziała podbiegając do okna
Gdy jednak tylko wychyliła głowę za framugę, w ścianę obok wbił się kunai.
-Co do... - warknął niebieskooki, podbiegając do parapetu i spoglądając w stronę z której nadleciało ostrze
-To...
-Shizune... Cholera... - wysyczał z trudem spocony Sannin, prawym barkiem opierając się o ścianę
-Jiraiya-sama!?
- krzyknęła zaskoczona, wyskakując razem z blondynem z pokoju i
spoglądając z niepokojem na powoli zbliżającego się mężczyznę
-Ta
suka... Dosypała mi czegoś do sake... - wyszeptał, osuwając się na
dachówki obok okna - Nie mogę skumulować czakry, całe ciało mi
drętwieje...
-Nie wyczułeś żadnej zmiany smaku? - zapytał chłopak,
przykucając przy nim razem z uczennicą Ślimaczej Księżniczki - Taki
narkotyk dosypany do jakiegokolwiek napoju zmieniłby jego smak, więc
powinieneś się zorientować że coś jest nie tak...
-Tsunade jest
specjalistką od medycyny... Tylko ona potrafi przyrządzić taki środek
psychoaktywny który nie ma ani smaku, ani zapachu czy też koloru. -
stwierdził zadyszany - Chociaż trzeba przyznać że ciężko jest dosypać mi
do alkoholu czegokolwiek, tak bym tego nie zauważył... Khe, khe... -
dodał zanosząc się lekkim kaszlem
"Cholera... Nie spodziewałem się
że jest tu Jiraiya..." - warknął w myślach stojący za ścianą kilka
metrów dalej siwowłosy shinobi w okularach - "Ale że też ty tu
przybyłeś, Naruto-kun..." - pomyślał przenosząc swój wzrok na blondyna -
"Muszę o tym jak najszybciej donieść Orochimaru-sama..." - dodał,
powoli się wycofując
-Shizune... O czym tak naprawdę rozmawiałyście z Orochimaru? - zapytał zadyszany Sannin
Czarnowłosa jedynie nieznacznie drgnęła na zadane pytanie.
-Do
tej pory liczyłam na Tsunade-sama i nic nie mówiłam, ale teraz... -
wyszeptała, wstając z dachówek - Jiraiya-sama, najpierw połknij to. -
powiedziała, wyjmując z kabury dwie białe pigułki - Powinny w pewnym
stopniu osłabić efekt trucizny Tsunade-sama...
-Dzięki... - odparł, połykając tabletki
-Musimy ruszać! - stwierdziła - Pigułki powinny zacząć działać za kilka minut.
-Spokojnie, wytrzymam... - odszepnął, stajać na chwiejnych nogach
-Będziemy musieli się pospieszyć... Pomogę Ero-senninowi iść dopóki lek nie zacznie działać. - powiedział blondyn
-Eh? Naruto-kun? - zapytała zaskoczona czarnowłosa - Dopiero co odzyskałeś przytomność... Powinieneś jeszcze odpoczywać!
-Nic mi nie jest... Ajć... - jęknął, przecierając jedno ze swoich oczu dłonią - No może poza tym cholernym bólem oczu...
-Prawdopodobnie
przepuściłeś zbyt wiele czakry przez swoje ciało, co zapewne poważnie
uszkodziło twój... - zaczęła wysuwać swoją tezę
-Nie, to nie to... To ta cholerna trucizna... Ciągle ma na mnie jakiś wpływ... - przerwał blondyn, przecierając drugie oko
-Eh... To była... Jak to się nazywało... - szepnął, próbując sobie przypomnieć toksynę - A tak... Lawendowa Biel.
-Że co!? - krzyknęła z zaskoczenia - Przecież ta trucizna jest produkowana jedynie przez ród Hyuuga! Czemu...
-Ekhm...
Wrodzy shinobi wykradli jedną ampułkę podczas ataku na Konohę... -
odparł, lekko zmieszany - A ja miałem pecha i walczyłem akurat z tymi
którzy ją posiadali...
-Rozumiem... Gdyby mieli Byakugana już byś
nie żył... - stwierdziła, wskakując z powrotem do pokoju - Mimo że ta
trucizna jest stosowana przede wszystkim przeciwko osobom z dojutsu, to
wstrzyknięcie jej w punkt witalny skończyło by się szybką, ale bardzo
bolesną śmiercią.
-A-aha... Jednak miałem farta... - odszepnął niepewnie
"Hyuuga
to potężny i niebezpieczny ród... Nie mam ochoty ściągać na siebie
zabójców z Byakuganem, tylko przez to że powiedziałem coś niewygodnego o
obecnej dziedziczce rodu." - odpowiedział lisowi
-Aaa... Mam! - krzyknęła nagle czarnowłosa, przeskakując przez parapet
-Hmm? Co takiego, Shizune-san? - zapytał jinchuuriki z lekko zmylonym wyrazem twarzy
-Cóż,
Tsunade-sama przebadała większość trucizn na kontynencie, tworząc na
ich podstawie liczne leki i antidota... - powiedziała, pokazując
blondynowi przeźroczystą buteleczkę z doklejoną niewielką, zapisaną
kartką - Ten roztwór miał na celu leczyć skutki trucizny rodu Hyuuga....
Tylko że jest niezwykle mocno rozcieńczony, wiec musi być dozowany
regularnie aby działał...
-To jak
krople do oczu. - wytłumaczyła - Nawet jeśli od razu nie pozbędzie się
wszystkich skutków, to przynajmniej uśmierzy ból...
-Świetnie... Bo to pieczenie zaczyna być uciążliwe... - syknął Uzumaki, po raz kolejny przecierając oczy
-Będzie lepiej jeśli od razu zakropisz oczy... - stwierdziła, otwierając buteleczkę
-Zakropię?
Niby czym... - przerwał natychmiast, widząc jak dziewczyna zanurza w
płynie mały, metalowy szpikulec - I-i-igła? - zapytał niepewnie, drżącym
głosem
-Nie ruszaj się i nie mrugaj. - powiedziała, powoli zbliżając się do chłopaka
-E-ej... T-tylko u-uważaj... I rób t-to powoli... Dobra? - polecił, mimowolnie posuwając się w tył
-Mówiłam żebyś się nie ruszał. - warknęła, stając przed nim i unosząc senbon
-Ł-łatwo ci m-mówić... To ty trzymasz i-i-igłę... - odszepnął nerwowo, opierając się plecami o ścianę
-Eh... Przecież coś powiedziałam! - syknęła, uderzając palcem ze zgromadzoną czakrą w potylicę Uzumakiego
"C-cholera...
Nie mogę się..." - pomyślał panicznie, czując jak Shizune rozszerza
jego powieki opuszkami palców, a do jego oka zbliża się końcówka igły
Mimo
szczerej chęci zamknięcia oka, uniemożliwiała mu to dłoń czarnowłosej i
chwilowy paraliż mięśni. Naruto z przerażeniem obserwował zbliżający
się senbon, zaczynając się powoli pocić. Jednak gdy tylko niewielka
kropla spłynęła do jego oka, uczennica Sanninki przeniosła szpic nad
drugą źrenicę i powtórzyła czynność. Gdy tylko oddaliła się od młodego
jinchuuriki ten osunął się po ścianie, masując piekące oczy.
-Naruto-kun... Nie mów że boisz się igieł? - zapytała z nieukrywanym rozbawieniem czarnowłosa
-Nie
boję się igieł! - odkrzyknął zarumieniony, czując jak ból powoli znika -
Dopóki ktoś nie zbliża ich do moich oczu! - dodał po chwili
-Rozumiem.
- odparła z uśmieszkiem - Więc proszę! - dodała, przekazując mu butelkę
z igłą - Jeśli będziesz robić to sam to nie będzie problemu, prawda?
Tylko pamiętaj aby kropić oczy dwa razy dziennie.
-A-arigatou, Shizune-san... - odszepnął, odbierając lek i chowając go do kabury
-Dobra...
Teraz kiedy już to załatwiliśmy proponuję się ruszać.. - syknął
wstający białowłosy - Musimy jak najszybciej znaleźć Tsunade.
-Tak... Chodźmy! - stwierdziła czarnooka, odwracając się w stronę zamku Tanzaku - Po drodze wszystko wam wyjaśnię!
Tymczasem.
W
małej alejce u podnóża zamku Tanzaku stała blond włosa kunoichi.
Opierała się plecami o niską ścianę uliczki, wyraźnie na kogoś czekając.
Po krótkiej chwili słysząc odgłos tupnięć odwróciła wzrok w kierunku
nadchodzącej osoby.
-Więc przyszłaś... - odezwał się czarnowłosy Sannin - Jaka jest twoja odpowiedź, Tsuande?
-Niech będzie... Spróbuję wyleczyć twoje ręce, ale nie wasz się tykać Konohy! - odparła po krótkim namyśle
-Phi... A co mi tam... Niech ci będzie... - syknął niezadowolony - A więc zaczynaj... - dodał ruszając w jej stronę
Gdy
stanęli naprzeciwko siebie Orochimaru wyciągnął obandażowane dłonie w
stronę blondynki, która zaczęła gromadzić między dłońmi czakrę Yang. Po
kilku sekundach skończyła gromadzenie zielonej energii i zbliżyła ją do
rąk wężowego shinobi. Zanim jednak technika dotknęła jego ciała obydwoje
zmrużyli oczy i odskoczyli od siebie, unikając nadlatującego kunaia.
-Wiesz
Tsunade... - warknął czarnowłosy, zauważając na dachu z którego
nadleciało ostrze Kabuto - Może nie jestem medykiem, ale nawet ja
potrafię rozróżnić technikę leczniczą od próby zabicia mnie! - ryknął
zeźlony - Dlaczego chciałaś mnie zabić? Obiecałem wskrzesić Dana i
Nawakiego, byłem gotów nawet odpuścić osadzie... - dodał gdy siwowłosy
medyk wylądował obok niego
-Heh... Bierzesz mnie za idiotkę,
Orochimaru? - zapytała, spoglądając na mężczyzn z ukosa - Tylko
skończony debil nabrałby się na tą gadkę, jeśli by cię znał... -
stwierdziła, lekko pochylając się do przodu - Pewnie rzeczywiście bym ci
pomogła, gdyby nie fakt że przypomniałam sobie o czymś... Dan i Nawaki
kochali Konohę, oddali za nią życie... Jeśli przystałabym na twoje
warunki to kiedyś, po drugiej stronie... Jeśli bym w ogóle ich zobaczyła
nie miałabym odwagi spojrzeć im w oczy. - oznajmiła, gdy kilka łez
spłynęło po jej policzkach - I dlatego też... Skończę z wami tu i
teraz!!! - ryknęła, wyskakując wysoko w powietrze
-Cholera... - syknął okularnik, odskakując razem ze swoim panem
Gdy
tylko kopnięcie Tsunade trafiło w ziemię, ta momentalnie wypiętrzyła
się, niszcząc dużą część drogi i ścian. Widząc dokonane przez atak
zniszczenia wężowy Sannin uśmiechnął się pod nosem.
-Hehe... Jak się nad tym zastanowić to jeszcze nigdy z tobą nie walczyłem... Może być ciekawie... - stwierdził
-Łatwo panu mówić, biorąc pod uwagę że walczyć będę ja. - odparł natychmiast Kabuto
-Heh...
Masz rację Orochimaru. - syknęła brązowooka ruszając biegiem w jego
stronę - I dopilnuję żeby była to twoja ostatnia walka! - dodała,
uderzając z całej siły w mur
Dwójka shinobi od razu odskoczyła na kolejny dach.
-Będzie
lepiej przenieść się w jakieś mniej ciasne miejsce, Orochimaru-sama. -
stwierdził siwowłosy - Tym bardziej że mamy na karku poważniejszy
problem.
-Problem? - syknął zaciekawiony wężowy
-Jiraiya.
-Heh... Rozumiem... - warknął, ruszając biegiem razem z okularnikiem w stronę granicy miasta
-Wracać tu! - ryknęła Sanninka, wskakując na jeden z budynków i podążając ich śladem
Pogoń
trwała przynajmniej trzy minuty, aż w końcu nukenini zatrzymali się
jakieś pół kilometra poza miastem, na jednym z licznych głazów
wypełniających rozległą łąkę. Jednak nie mieli nawet chwili na
odpoczynek. Blond włosa kunoichi od razu pojawiła się nad nimi i
potężnym kopnięciem roztrzaskała głaz na kawałki, wzniecając chmurę
pyłu.
-Heh... Doprawdy, nieludzka siła. - zauważył Kabuto, składając kilka pieczęci i formując na dłoniach skalpele czakry
"Też
jest medykiem." - pomyślała, jednak nim zdążyła cokolwiek zrobić, ten
zniknął w kłębie dymu - "Kage Bunshin!? Kiedy on..." - warknęła
psychicznie, wyskakując w powietrze i w ostatniej chwili unikając
spowitej energią dłoni przeciwnika wyłaniającej się z pod ziemi -
"Heh... Szybki jest..." - dodała, ale nim zdążyła zareagować atakująca
kopia obróciła się w dym
Oczy Tsunade natychmiast rozszerzyły się w
szoku gdy za nią pojawił się kolejny siwowłosy. Od razu odwróciła się,
wyprowadzając proste uderzenie. Podwładny Sannina szybko przesunął głowę
w uniku i jedną z dłoni złapał kobietę za ramię, rozcinając kilka
mięśni. Ta nie pozostała mu jednak dłużna i błyskawicznie kopnęła go w
brzuch. Nim siła ciosu odrzuciła go, zdążył trafić ją w udo, po czym
uderzył z dużą siłą w ziemię. Mimo to szybko podparł się rękoma,
ponownie stając na nogach. Natomiast Senju przyklęknęła w bólu i złapała
się za prawe ramię.
-Kuso... Dobry jest... - warknęła, starając
się zregenerować przecięte mięśnie zarówno w nogach jak i rękach - Chyba
mnie nie docenił... - szepnęła z uśmieszkiem, widząc jak okularnik
wypluwa nieco krwi
Jednakże ten bez namysłu zerwał się na nogi i
jakby ignorując doznane rany, ruszył sprintem na kobietę, uderzając ją
mocno w klatkę piersiową.
-Gha... - odkaszlnęła kunoichi, starając się złapać oddech
-Heh...
Masz szczęście że jesteś nam potrzebna, w przeciwnym razie zamiast
przecinać mięśnie klatki piersiowej uderzyłbym w szyję... - stwierdził,
poprawiając okulary - Jednak po takim cisie nie będziesz w stanie się
poruszać... A teraz...
-Nie doceniasz mnie, szczeniaku. - warknęła blond włosa, pojawiając się za chłopakiem i uderzając go w tył szyi
-Gha...
- jęknął, sunąc po ziemi przez dużą siłę uderzenia - Cholera...
Przecięcie mięśni nie wystarczyło? A może... To przez nadmierną ilość
tkanki przy klatce piersiowej... - syknął sarkastycznie - Nie ważne...
Tym razem... - dodał starając się wstać - Co do...
-Heh... Mówiłam że mnie nie doceniasz... - uśmiechnęła się, kumulując czakrę w dłoniach i lecząc swoje obrażenia
-Cholera...
- syknął, zauważając kilka iskier w pobliżu dłoni brązowookiej -
Raiton? Rozumiem... Trafiła w nerwy... - zauważył, starając się poruszyć
- Jeśli podniosę lewą ręką, poruszy się prawa noga... Prawy bark, lewa
pięta... - wyszeptał, powoli stając na nogi - Nie myśl że coś takiego
wystarczy! - ryknął wyciągając kunai i odwracając się w jej stronę
"Nauczył się wszystkich ruchów w takim tempie!? Niemożliwe!" - ryknęła psychicznie z zaskoczenia
Lecz
nim shinobi zdążył dotrzeć do przeciwniczki drogę zagrodziła mu trójka
ludzi lądująca zaraz przed nią. Siwowłosy natychmiast odskoczył,
przygotowując się na ewentualny atak nowych wrogów.
-Znowu się widzimy, Kabuto... - warknął niebieskooki
-Heh... Znasz go? - zapytał białowłosy mężczyzna z świnką na ramieniu
-Ta...
Mieliśmy miłe spotkanie podczas egzaminów... - odpowiedział,
przerzucając wzrok z okularnika na czarnowłosego - I Orochimaru... Łatwo
nie będzie...
Tymczasem Tsunade zacisnęła zęby i ruszyła biegiem na nukenina, potrącając Jiraiye.
-Z drogi!!! - ryknęła, przygotowując się do ataku
Okularnik
uśmiechnął się słabo, natychmiast podcinając sobie nadgarstek i
ochlapując krwią Sanninkę. Ta natychmiast zwolniła i zatrzymała się
jakieś pół metra przed przeciwnikiem, nie mogąc opanować nastających
drgawek.
"Krew?" - pomyślała, spoglądając na zachlapane czerwoną cieczą dłonie
Ale shinobi Orochimaru nie czekając na rozwój wydarzeń zbliżył się i odrzucił blondynkę silnym uderzeniem w twarz.
-Tsunade-sama!
- krzyknęła czarnooka, łapiąc swoją mentorkę i okrywając ją płaszczem -
Eh... Proszę nie robić takich rzeczy w pojedynkę... - szepnęła z
niewielkim uśmiechem, wycierając szkarłatną ciecz
-Naruto-kun...
Dam ci dobrą radę, nie wchodź nam w drogę. - warknął - Zebrałem
informacje o tobie... Jinchuuriki Kyuubiego, wychowywany wśród Uchiha, o
interesujących umiejętnościach... Ale to nie wystarczy przeciwko
Sanninowi... Dlatego dam ci radę... Nie plącz się pod nogami, albo
zginiesz!
-Kabuto... Naprawdę musisz się nauczyć doceniać przeciwników... - warknął znikając w kłębie dymu
W
tym samym momencie z pod ziemi przed shinobim Orochimaru wyłonił się
młody jinchuuriki i szybko pchnął ostrze miecza w pierś wroga. Ten
jednak od razu złapał stal w spowitą czakrą rękę, po czym wybił broń z
ręki Uzumakiego, chwytając jego nadgarstek i przecinając mięśnie po
skórą. Jednak w tym momencie niebieskooki zmienił się w kłąb dymu, a
drugi wyskoczył zza pleców okularnika, łapiąc za katanę i wykonując
szybkie cięcie po skosie. Siwowłosy natychmiast złapał za kunai i w
ostatniej chwili zablokował cios, po czym silnym kopnięciem odrzucił
jinchuurikiego, który również obrócił się w dym.
-To się robi
irytujące... - warknął, wbijając trzymane ostrze w ziemię przed sobą -
Przewidzenie twoich klonów jest za proste. - szepnął, gdy ze szczelin w
ziemi wydobyło się nieco białego dymu - A teraz.. - syknął, odwracając
się i wbijając broń w ciało blondyna za nim
-Kuso... - warknął Uzumaki, chwytając za opadający na ziemię miecz i ciskając go w głowę przeciwnika
Jednakże
atak był zbyt prosty i Kabuto uniknął go bez problemów. Jednak jego
oczy rozszerzyły się gdy stojący przed nim blondyn okazał się kolejną
kopią i zniknął w chmurze dymu.
-Heh... Ta technika potrafi być
wkurzająca... - stwierdził czarnooki Sannin, spoglądając jak stojący
obok Naruto łapie nadlatujące ostrze, i zgrabnie obraca, ponownie
kierując czubek w stronę nukenina - Naruto, zostań ze świnką i Tsuande.
Shizune, zajmij się okularnikiem. Orochimaru biorę na siebie.
-Co!? Nie żartuj sobie! - krzyknął młody jinchuuriki, odwracając się w stronę Sannina - Dam sobie z nim radę!
-Być może... Ale twoje "zdolności" bardziej się przydadzą przy ochronie Tsunade. - stwierdził, spoglądajać na wężowego
-Gh...
Dobra, niech będzie... Ale jeśli sytuacja będzie krytyczna to wkroczę. -
przestrzegł zbliżając się do dwóch kunoichi i małej świnki -
Shizune-san, zajmę się nią. Kabuto zostawiam tobie .
-Taa... - westchnęła, zbliżając się do białowłosego Sannina
W międzyczasie Kabuto doskoczył do swojego pana, stojącego na jednej z większych skał.
-Orochimaru-sama... - szepnął zaniepokojony okularnik
-Taa...
- syknął, ściągając bandaże z lewej reki, ujawniając dłoń dotkniętą
martwicą na której widniał tatuaż wyglądający jak czarna bransoleta z
przerwą na środku przedramienia
Kabuto natychmiast ugryzł się w kciuk, po czym nakreślił krwią prostą linię dokładnie pomiędzy ramionami tatuażu.
-Heh... Też powinienem... - wyszeptał Jiraiya, nagryzając swój kciuk i formując kilka pieczęci - Kuchiyose no jutsu!
-Kuchiyose no jutsu! - wykrzyknął razem z czarnookim Sanninem poplecznik Orochimaru
Momentalnie wszystko dookoła spowite zostało ogromną ilością białego dymu, który gdy opadł ujawnił dwa ogromne węże i...
-Joł! - zawołała pomarańczowa żaba, wielkości Tonton
-Co!? - ryknął z niedowierzania Jiraiya, a jego oczy stały się wielkie i białe - Gdzie jest twój ojciec!?
-Eee...
To nie wzywaliście mnie? - zapytał niepewnie - Przy tam małej ilości
czakry myślałem że Naruto chciał ze mną pogadać... O, hej Naruto! -
krzyknął, widząc przy Tsunade Uzumakiego
-O hej Gamakichi... Ej, zaraz... Co ty tu robisz!? - krzyknął zdziwiony obecnością młodej żaby
-Pojęcia
nie mam! - odparł, podskakując do niego - W jednej chwili sobie siedzę,
a w drugiej jestem tutaj... Ktoś tutaj ma chyba poważne braki w
kontroli czakry... - stwierdził spoglądając na klęczącego teraz Jiraiyę
Nad jego głową unosiła się ciemna chmura.
-Hehe...
Idiotyzm najwidoczniej jest nieuleczalny... - warknął Orochimaru -
Jiraiya jest mój! Resztę zostawiam tobie! - ryknął, a jeden z węży
ruszył na białowłosego
-Tak jest! - odparł, lądując na głowie drugiego gada, szarżującego na młodego jinchuuriki i Sanninkę
-Cholera! - ryknął, składając kilkanaście pieczęci - Shoton: Dai Omiwatari! - dodał, uderzając pięścią w podłoże
Te
momentalnie zaczęło się wypiętrzać, uwalniając kilkadziesiąt ogromnych,
kryształowych kolców które przebiły się przez ciało węża. Ogromna ilość
krwi natychmiast trysnęła z truchła które po krótkiej chwili zniknęło,
wraz z powoli rozpadającymi się kryształami.
"Rany... Następnym razem uprzedzaj przed czymś takim..." - warknął zza krat Kyuubi
"Gomen...
Nie miałem wiele czasu..." - syknął, widząc ogromną ilość krwi
pokrywającej ziemię - "Cholera... Teraz nie będzie w stanie nawet
odeprzeć ataku..." - dodał spoglądając na Tsunade
Jednak nagle został wykopany w stronę resztek kryształowych kolumn przez siwowłosego nukenina.
-Przyznaję
że cię nie doceniłem, Naruto-kun... - stwierdził, widząc jak blondyn
wbija się w skruszony kolec po czym upada do kałuży krwi - A teraz...
Drugi problem! - zauważył, wyjmując z kabury kunai i blokując
nadlatujące igły
"Trucizna,
non stop trucizna..." - pomyślał siwowłosy, unikając cięcia i uderzając
dziewczynę w klatkę piersiową dłonią spowitą czakrą
-Gh... - stęknęła, składając pieczęć - Yoton: Dokugiri! - krzyknęła, wydmuchując na nukenina fioletową mgłę
"Grr... I znowu trucizna..." - jęknął psychicznie, zakrywając nos i usta gdy został pochłonięty przez dym
-Mam go? - zapytała retorycznie, obserwując rozrzedzającą się truciznę - Co...
-Za wolno! - ryknął okularnik, wynurzając się z pod ziemi i podcinając uczennicy Senju ścięgna
Następnie szybkim ciosem pozbawił ją przytomności i wykopał w stronę Sanninki.
-Shizune... - westchnęła brązowooka, wciąż drżąc w skutek obecności krwi
-Świetnie...
A teraz... - zaczął Kabuto, lecz gdy chciał się ruszyć, jego nogi nie
mogły oderwać się od ziemi - Co do... - jego oczy rozszerzyły się gdy
tylko dostrzegł czerwony kryształ obejmujący jego buty
-Wybrałeś
sobie najgorszego z możliwych przeciwników... - syknął zdenerwowany
Uzumaki - Shoton: Chi no Niwa Ibara! (Krwisty Ogród Cierni) - dodał
złowieszczym szeptem, gdy cała krew dookoła niego pokryła się kryształem
i ruszyła w stronę poplecznika Orochimaru w formie rozrastających się
cierni
-Cholera... - warknął siwowłosy, rozbijając dłonią więżące go szkło i zmieniając pozycję w której stał
Gdy
tylko czerwone ostrza otoczyły go, natychmiast zebrał czakrę w dłoniach
i zamachnął się, bez problemu roztrzaskując dużą część iglic. Jednak ze
zniszczonych kolców wytrysnęła duża ilość krwi, która ponownie pokryła
się kryształem, formując jeszcze większą ilość szklanych cierni.
-Jeśli
ta technika działa na takiej zasadzie... Nie mogę dać się trafić! -
zauważył z przerażeniem, rozbijając kolejne kryształy z takim samym
skutkiem
Następnie wyskoczył w powietrze unikając całkowitego
osaczenia, po czym wylądował na rozbitym różowym filarze. Bez namysłu
powiększył ostrza i przyklęknął, widząc lukę w obronie blondyna.
-Zobaczymy
jak poradzisz sobie z tym... - szepnął przygotowując się do skoku, lecz
nagle jego wzrok przykuł niewielki szczegół - Co do... Gdzie podziała
się krew? - zapytał sam siebie, rozglądając się na boki - Cholera! -
ryknął, gdy od kryształu na którym stał wyrosło kilka kolców,
przebijając jego lewą stopę
Jednak sama krystaliczna formacja zmieniła kolor na czerwony.
-Szach-mat! - warknął młody jinchuuriki, składając jedną dłonią pieczęć
Skóra
Kabuto natychmiast zaczęła pokrywać się jasnoczerwonymi wypukłymi
śladami, rozciągającymi się od lewej nogi w kierunku jego klatki
piersiowej. Zanim dotarły do celu, zanikły, jakby zagłębiając się pod
skórę.
-Gha... Ha... - jęknął resztą sił okularnik, starając się
jednocześnie zebrać oddech i czując jak cała krew w jego ciele powoli
się krystalizuje
Po krótkiej chwili zachwiał się i opadł do tyłu.
-Świetnie... A teraz.... - warknął niebieskooki, odwracając się w stronę walczącej na ogromnym wężu dwójki Sanninów
Sam
gad był częściowo unieruchomiony dzięki stworzonemu przez białowłosego
Sannina bagnu. Nim jednak Uzumaki zdążył zrobić choć jeden krok, został
odrzucony w stronę Ślimaczej Księżniczki z ogromną siłą, rozbijając po
drodze krwawe kryształy. Przez swoją delikatną strukturę błyszczące
kolce szybko zaczęły się rozpadać, rozpryskując mnóstwo krwi. Jednak
shinobi Orochimaru nie czekając aż blondyn podniesie się z ziemi,
wyciągnął z kabury mały zwój po czym rozwinął go, trzymając rulon na
poziomie klatki piersiowej a koniec papieru zanurzając we krwi. Bez
namysłu skumulował czakrę w papierze, a ten momentalnie zaczął wchłaniać
całą krew, zarówna tą z ziemi, jak i tą z kryształów. Chwilę później
cały zwój pokryty został setkami znaków, z symbolem kanji oznaczającym
krew znajdującym się centralnie pod drewnianym drążkiem. Naruto szybko
otrząsnął się z uderzenia i wstając zlustrował siwowłosego wzrokiem.
-Naruto-kun...
Kage Bunshin są naprawdę upierdliwe, nie sądzisz? - zapytał drwiącym
tonem gdy znajdująca się na ogromnym klejnocie kopia wybuchła w obłoku
dymu
-Phi... - prychnął niezadowolony - Nie martw się, tym razem
trafię prawdziwego ciebie... - dodał złowieszczo gdy jego lisie blizny
stały siębardziej widoczne, a oczy przybrały barwę szkarłatu
"
To niewiele, ale w tej chwili nie jestem w stanie dać ci większej ilości..." - odezwał się Kurama - "
Mimo wszystko nie zregenerowałeś wszystkich uszkodzeń..."
"Tyle wystarczy..." - odpowiedział, obserwując jak okularnik koncentruje czakrę w jednej dłoni, tworząc krótkie ostrze energii
-Ostrzegałem cię przecież... Jak spróbujesz nam przeszkodzić, to umrzesz! - warknął, przygotowując się do biegu
-Przestań
już! - krzyknęła nagle Senju - Chcesz zostać Hokage, prawda? Jeśli
umrzesz, to wszystko co chciałeś chronić... Wszystko co chciałeś
osiągnąć, przepadnie! Więc przestań mnie chronić! - ryknęła, widząc jak
Kabuto wyciąga kunai i rusza w ich stronę
-Zdaję sobie z tego
sprawę... I dlatego... Nie mogę jeszcze umrzeć! - odparł gniewnie,
przyklękając i zbierając między dłońmi ogromną ilość czakry
"Hę?
Co to jest..." - warknął mentalnie nukenin, widząc formującą się miedzy
rękoma chłopaka kulę - "Th... Nieważne co spróbujesz zrobić, nie dasz
rady!" - dodał, wymierzając cios trzymanym ostrzem w pierś Uzumakiego
Lecz
zanim broń mogła się wbić w klatkę piersiową jinchuurikiego, ten
obrócił się, przyjmując atak na lewe ramię. Ze zranionego barku od razu
trysnęła krew.
-Nie umrę... Dopóki nie zrobię tego co postanowiłem, nie umrę! - krzyknął, kierując uformowane jutsu w stronę siwowłosego
Yakushi bez namysłu wykonał ciecie ostrzem czakry, ale nie zdołał zablokować techniki chłopaka.
-Rasengan!!! - ryknął Naruto, wykorzystując całą pozostałą siłę do popchnięcia wirującej sfery w brzuch przeciwnika
Ten
zdążył jedynie odkaszlnąć krwią, po czym został odrzucony z niesamowitą
siłą w jedną ze skał, rozbijając ją na kawałki i wzbijając w powietrze
kłęby prochu. Cała gleba na jego drodze została odepchnięta na boki,
tworząc niewielkie koryto.
-Hehe... No i proszę... - westchnął żabi Sannin, blokując za pomocą utwardzonych włosów kopnięcie dawnego towarzysza
"Ten
szczeniak wykonał Rasengan?" - pomyślał zaskoczony Orochimaru - "Nauka
tego jutsu zajmuje lata... Ten bachor z każdym dniem jest coraz bardziej
niebezpieczny."
-Opanował... To? - wyszeptała z wyraźnym
niedowierzaniem w głosie - Na dodatek te techniki... Myślałam że Shoton
to tylko pogłoski...
-Cholera... To było mocne... - syknął
siwowłosy chłopak, wyłaniając się z wznieconych kłębów pyłu - Szlag... -
dodał, dotykając olbrzymiej rany na brzuchu
-Gha... - odkaszlnął młody jinchuuriki, wypluwając dużą ilość krwi i upadając na plecy
-Naruto!
- krzyknęła blond włosa kunoichi, przyklękając przy niebieskookim,
chcąc sprawdzić jego stan - Żeby wstać po takim uderzeniu... -
wyszeptała z niedowierzaniem, przerzucając wzrok na powoli zbliżającego
się nukenina - Jak?
-Hehe... Gdy tylko Naruto-kun wycelował tą
techniką, ja natychmiastowo skupiłem czakrę w brzuchu i rozpocząłem
uzdrawianie... - parsknął z uśmieszkiem - Służę Orochimaru-sama nie
tylko ze względu na wysoki poziom opanowania technik... Tym co go
naprawdę interesowało były moje komórki, które dzięki niezwykle wysokiej
wrażliwości na leczniczą czakrę mogą replikować się z niesamowitą
prędkością... Wyleczenie takich ran nie jest żadnym problemem... -
wypowiadając te słowa natychmiast upadł na ziemię bez ruchu, a spomiędzy
jego warg wypłynęła duża ilość krwi - "Niemożliwe... Zabrakło mi
czakry... By całkowicie się zregenerować!?"
-Cholera! - warknęła
zdesperowanym tonem Tsunade, przykładając ucho do klatki piersiowej
jinchuuriki Kyuubiego - Mięsień sercowy został przerwany, a płuca
nacięte... Szlag! - ryknęła, składając pieczęć
Gdy tylko zebrała w
dłoniach odpowiednią ilość czakry Yang przyłożyła je do ciała
Uzumakiego, starając się wyleczyć zadane obrażenia.
-Naruto... Trzymaj się... - szepnął niepewnie zza skały Gamakichi
-Hehe...
To koniec... Przerwałem nie tylko mięsień, ale także najważniejsze
kanaliki czakry... - podsumował z trudem sługa wężowego Sannina - Dzięki
temu nawet Kyuubi mu nie pomoże!
-Cholera... Trzymaj się... - syknęła przez zaciśnięte zęby Sanninka, zwiększając natężenie czakry - Kuso...
Tymczasem umysł i wewnętrzny świat Naruto zaczynały spowijać cienie.
"
Kurwa... Moja czakra nie jest w stanie niczego zdziałać..." - szepnął osłabiony Kurama - "
Czemu... Jest coraz ciemniej?" - dodał, a jego oczy zaczęły się powoli zamykać
Jednakże
w nieprzeniknionej ciemności, poza zasięgiem wzroku najsilniejszego z
biju, znajdowała się inna istota. Stary mężczyzna o białej skórze.
Ubrany w białą szatę, z dziesięcioma czarnymi kulami unoszącymi się pod
nim. Jego czoło przyozdabiały dwa małe rogi, a fioletowe oczy wpatrywały
się w głęboką czerń.
"Czyżby..." - szepnął niepewnie, gładząc
dłonią swoją długą brodę - " Nie... Jeszcze nie." - dodał wyraźnie
uspokojony, powoli rozpływając się w cieniach
W tym samym czasie Tsunade naciskał coraz większym ciężarem na ciało blondyna, starając się wymusić większy przepływ energii.
-Nie waż się umierać... Nawet nie próbuj do jasnej cholery! - warknęła zdesperowanym głosem, zaciskając powieki
Nagle kobieta drgnęła i czując na szyi lekkie szarpnięcie, spojrzała na Uzumakiego.
-Hehe... Wygrałem... - wymamrotał błękitnooki ze zwycięskim uśmiechem, resztką sił ściskając w dłoni zielony kryształ
-To... Jakiś absurd... - stwierdził szeptem zszokowany Kabuto
-Heh...
Nie umrzesz dopóki nie spełnisz swoich marzeń, co? - zapytała cicho
blondyna kładąc dłoń na jego zranionym ramieniu, celem przyspieszenia
regeneracji komórek - Jestem sentymentalną kretynką... Ale myślę że
jeszcze ten jeden raz... - zaczęła, unosząc głowę chłopaka - Mogę na
kogoś postawić. - szepnęła, zakładając na jego szyję naszyjnik Shodai
Hokage
Tymczasem pozostała dwójka Sanninów dalej toczyła swoją walkę na ogromnym wężu.
-Katon: Endan! - warknął białowłosy, wydmuchując sporą kulę płomieni na dawnego towarzysza
Orochimaru
natychmiast odskoczył w bok unikając strumienia ognia, po czym
zrewanżował się czarnookiemu wypuszczając w jego kierunku kilkadziesiąt
węży. Ten jednak szybko spopielił gady kierując w nie wykonywaną
technikę.
-Nawet pomimo faktu że nie mam rąk nie jesteś w stanie
mi wiele zrobić... - zauważył czarnowłosy - Różnicę poziomów widać jak
na dłoni. Nawet z pełną siłą nie byłbyś w stanie mnie zabić.
-Heh...
Nie bądź taki pewny siebie, Orochimaru... Od naszej ostatniej walki
minęło kilka lat, i nie tylko ty poznałeś nowe sztuczki... -
odpowiedział szybko
-Więc może... - przerwał swą wypowiedź, a jego
uwaga skupiła się na młodym jinchuuriki uzdrawianym przez Tsunade - Ten
dzieciak...
-Heh... Nie powinieneś się teraz martwić Naruto... Twój przeciwnik jest naprzeciw ciebie! - warknął, przygotowując się do ataku
-Jego
rozwój jest nienormalny... Nikt nie jest w stanie tak szybko rozwinąć
swoich umiejętności... - stwierdził cicho z niepokojem - A na dodatek ma
w sobie lisa... Jeśli Akatsuki go przejmie będą problemy... Lepiej
będzie wyeliminować go tu i teraz! - ryknął, zeskakując z przyzwanego
gada w kierunku ledwo przytomnego blondyna
-Cholera! Stój... -
syknął, ale nim zdążył cokolwiek zrobić został otoczony przez dziesiątki
węży - Szlag by to! - dodał gniewnie, składając pieczęć
Tymczasem
Orochimaru wylądował na ziemi i ruszył biegiem na niebieskookiego,
wypuszczając z ust węża z którego wyłoniło się ostrze katany. Nim jednak
zdążył trafić Naruto, ten został zasłonięty przez brązowooką kunoichi
która przyjęła cięcie na własne ciało. Wężowe oczy Sannina rozszerzyły
się w szoku gdy z ciała Senju wytrysnęła duża ilość krwi.
-Tsunade...
Kogo jak kogo ale ciebie wolałbym nie zabić... - stwierdził, niechętnie
się cofając - Pozostawienie tego bachora przy życiu jest zbyt
ryzykowne... Mogłabyś się odsunąć?
-Nie licz na to... Znałam wiele
osób którym śmierć nie pozwoliła spełnić marzeń... - odwarknęła groźnie
- Nie będę się spokojnie przyglądać jak kolejna taka osoba traci życie!
-Hehehe...
Niech ci będzie... Skoro tak bardzo chcesz umrzeć, to ci w tym pomogę! -
ryknął, pozwalając ostrzu Kusanagi całkowicie wysunąć się z ust -
Zdychaj! - zakrzyknął, raniąc Sanninkę silnym cięciem po skosie
Szkarłatna
ciecz od razu trysnęła zarówno z nowo powstałej, jak i z poprzednio
zadanej rany a Senju zachwiała się i bezwładnie przewróciła na plecy.
-Mhm...
Co do... - jęknęła czarnowłosa uczennica Ślimaczej Księżniczki,
otwierając oczy i spoglądając w stronę wężowego nukenina
-T-Tsunade-sama! - krzyknęła zszokowana, widząc jak jej mentorka uderza o
glebę
-A teraz... - syknął Orochimaru, pochylając się nad Naruto
Nim jednak zdążył wykonać atak, został odrzucony do tyłu przez potężny cios podnoszącej się Tsunade.
-Po moim trupie!!! - wrzasnęła, stając przed Uzumakim
-Przestała
się trząść... Niemożliwe... - syknął obserwujący walkę Yakushi - Ale z
takimi ranami długo nie pociągnie... - dodał z uśmieszkiem
-Orochimaru...
Nie mam pojęcia ilu ludzi zabiłeś i ilu zniszczyłeś życie, ale teraz
nie ma to już żadnego znaczenia... - stwierdziła gdy z pieczęci na jej
czole zaczęły rozchodzić się czarne symbole - Ponieważ zamierzam cię
tutaj zabić, jako Godaime Hokage Konohy!
-To jest... Tsunade-sama! Wyleczę pani rany! Nie musi pani używać...
-Byakugou
no In: Kai! - ryknęła po złożeniu pieczęci - Soso Saisei! - dodał, a
wraz z ogromnym napływem czakry jej rany zaczęły się momentalnie
zasklepiać
"Cóż to jest?" - pomyślał zdumiony czarnowłosy,
przyglądając się jak rany dawnej towarzyszki znikają jedna po drugiej -
Ho... Widzę że nie tylko ja pracowałem nad nowymi technikami... Zechcesz
może zdradzić co to?
-Nic specjalnego. Zwykła czakra zbierana i
pieczętowana przez lata w jednym punkcie pod czaszką. - odparła
Sanninowi, ścierając kciukiem krew z ust
-Zwykła czakra?
Niemożliwe! Normalna czakra nie może aż tak przyspieszyć regeneracji
komórek. Nawet z pomocą fuinjutsu. - stwierdził pewnie wężowy
-Ależ może... O ile ma się jej odpowiednio dużą ilości.
-Nie mów mi że... Ta pieczęć zawierała czakrę dorównującą biju!? - ryknął z niedowierzaniem w głosie
-Skąd...
Nie porównuj mnie do bestii... - przestrzegła - Im więcej czakry
posiada dana istota, tym szybciej ją regeneruje. Co prawda ilość energii
którą zebrałam rzeczywiście jest zbliżona do poziomu Ichibiego. Ale ja
kumulowałam ją przez lata z części własnej mocy, podczas gdy biju może
skumulować identyczną ilość sił w ciągu minut. - kontynuowała swój wywód
- Tak wiec ta technika to po prostu ogromny zastrzyk czakry,
zwiększający moją siłę niemal stukrotnie przy pełnym jej użyciu. A teraz
doświadczysz części tej siły na własnej skórze, Orochimaru... -
warknęła, rozmazując krew na powierzchni dłoni i formując pieczęcie
-Cholera to jest... Orochiamru-sama! - ryknął desperacko siwowłosy nukenin, powoli wstając z podłoża
-Wiem! - odparł, doskakując do towarzysza i wyciągając w jego stronę lewe ramię
Kabuto od razu nakreślił krwią prostą linię na pieczęci Sannina, po czym wykonał serię pieczęci.
-Cholera...
Wszystko albo nic! - krzyknął stojący na brązowym gadzie Jiraiya,
powtarzając gesty pozostałej dwójki - Kuchiyose no jutsu! - dodał
uderzając ręką w łuski bestii
-Kuchiyose no jutsu! - zakrzyknęła brązowooka Senju uderzając w skałę pod sobą
-Kuchiyose no jutsu. - warknął siwowłosy, przyklękując i dotykając obydwiema dłońmi podłoża
Cała łąka natychmiast została przysłonięta wybuchem białego dymu. Gdy ten opadł naprzeciwko siebie stały trzy ogromne bestie.
-Manda
i Orochimaru, Katsuyu i Tsunade... Co to ma znaczyć Jiraiya!? - warknął
gniewnie Gamabunta - Organizujesz zjazd starych znajomych i nic mi o
tym nie mówisz?
-Poważnie... Przyzywam cię po tak długim czasie, a
ty wyskakujesz mi z tak dennymi żartami? - zapytał lekko podłamany na
duchu Sannin - Choć przyznam, było by miło posiedzieć sobie w spokojnej
atmosferze...
-Taa... Więc w końcu postanowiłeś go zlikwidować? - wywnioskował zaciekawiony ropuch
-Kiedyś
trzeba było... Zakończmy to tu i teraz. - odparł, spoglądając na
ogromnego fioletowego węża na którego głowie stała dwójka nukeninów
-Orochimaru...
Zaczyna mnie denerwować fakt że przywołujesz mnie zawsze w takich
chwilach. - syknął gigantyczny gad - Rób tak dalej a cię zeżrę.
-Manda-sama, proszę się nie denerwować. Wynagrodzimy ci poświęcony czas...
-Pytał
cię ktoś o zdanie, kurduplu!? Zamknij mordę i nie odzywaj się bez
pozwolenia! - ryknął wytrącony z równowagi - Po skończeniu chcę setki
żywych ofiar... Ludzie są stanowczo smaczniejsi od innych przekąsek do
których mam dostęp w Ryuchido.
"Jeśli dowie się że Orochimaru-sama
nie może korzystać z technik to na pewno nas zdradzi..." - stwierdził
mentalnie okularnik - "Przywoływanie go w takim momencie to
niebezpieczne zagranie..."
-Katsuyu, zabierz chłopaka i tą żabkę
do Shizune. - rozkazała blond włosa kunoichi, wskazując na leżącego za
nią nieprzytomnego jinchuurikiego i małą ropuchę
-Hai,
Tsunade-sama. - odparła uprzejmie a fragment jej ciała na którym
znajdowała się dwójka zaczął się uwypuklać, aż do momentu uformowania
mniejszej kopii istoty, która szybko zsunęła się po pierwowzorze
Tymczasem Shizune przesyłała czakrę z dłoni do mięśni przy stopie, kończąc regenerowanie poprzecinanych ścięgien.
-Świetnie...
- szepnęła zadowolona, stając na nogi - Teraz mogę... - nim jednak
mogła dokończyć swoje postanowienie, wylądował przed nią biały ślimak
-Shizune-san,
proszę zająć się chłopcem. - powiedziała Katsuyu - Udajcie się w
bezpieczne miejsce. Ten klon pójdzie w wami. Musicie się pospieszyć.
-H-hai... - odszepnęła, spoglądając na swoją mentorkę stojącą na szczycie oryginału - Tsunade-sama...
-Eh...
To nie będzie łatwe... - stwierdził Gamabunta, wydmuchując resztkę dymu
z fajki - "Przynajmniej Gamakichi zdąży się oddalić..."
Szara mgiełka spowiła na chwilę głowę Mandy, który momentalnie warknął zdenerwowany.
-Ty mały... Wypatroszę cię i ustawię w swojej jaskini jako ozdobę. - stwierdził złowieszczym tonem
-Jiraiya,
aż ci podziękuję... Tak się składa że potrzebuję nowego portfela, i
myślę że skóra węża nada się idealnie. - rzekł, wyjmując swoje ogromne
tanto
-To świetnie. Ale pamiętaj że mamy tylko jedną szansę. - przypomniał białowłosy
-Jedną
szansę, co? - zapytał z szyderczym uśmiechem wężowy nukenin - Racja,
drugiej okazji do uśmiercenia was obu jednocześnie mogę nie mieć.
-I nie będziesz miał... Bo do końca dnia nastanie koniec Sanninów. Przetrwa jedynie dwóch! - warknęła, lekko tupiąc nogą
Katsuyu od razu zrozumiała sygnał i napełniła jamę gębową dużą ilością cieczy.
"Zesshi Nensan." - szepnęła mentalnie, wypluwając w stronę fioletowego gada dużą ilość żółtego kwasu
Jednak
Manda natychmiast odsunął się, zwijając swoje ciało, po czym ruszył na
przód z niesamowitą prędkością, bez trudu owijając się dookoła
przywołanego ślimaka. Następnie otworzył szeroko paszczę, celem
zagryzienia i pożarcia istoty. Nim jednak miał okazję wprowadzić plan w
życie zamknął usta, w ostatniej chwili blokując nadciągające ostrze
Gamabunty. Tymczasem Katsuyu wykorzystała chwilę nieuwagi węża
rozdzielając się na setki osobnych kopii, które po chwili krótkiego
odwrotu zaczęły łączyć się kilkadziesiąt metrów dalej. Wąż natomiast,
korzystając z większej ilości miejsca zwinął się i oddali od dwójki
przeciwników, wyrzucając jednocześnie złapane ostrze w powietrze.
-Bunta, olej! - ryknął Jiraiya, składając kilka pieczęci
-Ta jest! - odparł,wypluwając ogromną ilość żółto-brązowej cieczy
-Katon:
Gamayu Endan! - krzyknął w tej samej chwili, łącząc oliwę i płomienie w
gigantyczną falę ognia, która momentalnie pochłonęła fioletowego gada
Mimo
że płomienie koncentrowały się prawie sto metrów od ropucha, to ogromne
ciepło i tak było doskonale wyczuwalne w całej okolicy. Po kilku
sekundach zarówno Gamabunta, jak i Jiraiya zaprzestali wykonywania
technik i zaczęli się przyglądać wciąż płonącemu pogorzelisku.
-Mamy go? - zadał pytanie ropuch
-Cholera... Zrzucił skórę! - warknął białowłosy, zauważając niezwykle szybko wypiętrzającą się ziemię - Bunta!
-Wiem!
- krzyknął, w ostatniej chwili łapiąc za wyłaniającego się spod gruntu
gada - Szlag... - syknął zszokowany, widząc że zablokował jedynie ogon
Centralnie
za nim natomiast pojawiła się przednia strona węża, który otworzył gębę
tak szeroko że bez problemu mógł połknąć Gamabuntę. Zanim jednak zdążył
się do niego zbliżyć jego pysk został przebity przez wyrzucone
wcześniej ostrze żaby. Na szczycie tanta przyklękła blond włosa Senju, trzymając się krawędzi.
-Zamknij mordę! - krzyknęła
Ale
zanim zdążyła wstać obok niej pojawił się czarnowłosy nukenin,
wykonując cięcie ostrzem Kusanagi wystającym z ust. Lecz Tsunade
uniknęła ciosu w ostatniej chwili, kontrując uderzenie przeciwnika
potężnym sierpowym, który posłał wężowego z powrotem na ziemię.
"To było bezpośrednie trafienie..." - pomyślał z przerażeniem okularnik
-Phi...
Nażarłem się przez ciebie wstydu... Masz farta że z dziurą w pysku
ciężko jest przełykać... - warknął zdenerwowany Manda - Jeśli jeszcze
raz się spotkamy to marny twój los. - dodał znikając w kłębach dymu,
podobnie jak Katsuyu i Gamabunta
-Hehehe... Cios dalej tak samo
silny... - stwierdził Sannin, podnosząc się z gleby - Ale to za mało by
mnie zabić... Skoro nie chcesz mi pomóc, to trudno... - dodał z
uśmiechem - Dalej mam jeszcze jedną opcję... A Konoha upadnie, prędzej
czy później!
"Ta twarz..." - pomyślała blond włosa, widząc częściowo rozerwaną maskę przeciwnika
"Czyżby przejął czyjeś ciało?" - zapytał retorycznie sam siebie Jiraiya
-Tsunade...
Możesz się regenerować naprawdę dużo razy... Ale to ja opanowałem
nieśmiertelność! - syknął, powoli zanurzając się pod ziemię
-Do zobaczenia... - szepnął, Kabuto rzucając kilkoma papierowymi kulami o podłoże
Gdy powstałe w eksplozji bomb kłęby dymu zostały rozwiane, po dwójce nukeninów nie było śladu.
-Gh...
Zbyt szybko zużyłam duże ilości czakry... Skutki uboczne zaczynają
dawać o sobie znać. - jęknęła zmęczonym głosem, chwiejąc się na boki - A
co z tobą? - zapytała zbliżającego się białowłosego
-Parę połamanych żeber... Nic wielkiego, przeżyję. - odparł, masując lewą stronę klatki piersiowej
-To dobrze...
-Tsunade-sama!
- krzyknęła czarnowłosa uczennica Sanninki, zbliżając się z Tonton w
rękach i Katsuyu, niosącą Naruto na grzbiecie, przy boku
-Shizune! Nic wam nie jest? - spytała niepewnie
-Nie, jesteśmy cali. - odpowiedziała z uśmiechem - Z pomocą Katsuyu-sama zregenerowałam większość obrażeń swoich i Naruto.
-Świetnie...
- stwierdziła cicho, a na jej skórze pojawiło się kilka zmarszczek -
Możesz odejść, Katsuyu. - dodała, a przywołany ślimak zniknął w kłębie
dymu
-Tsunade... - szepnął zaniepokojony Jiraiya
-Spokojnie,
za jakiś czas wrócę do młodszej formy... - odpowiedziała szybko -
Zabierzmy dzieciaka do miasta. Do Konohy ruszymy z rana. - dodała,
spoglądając w błękitne niebo po którym płynęły małe chmury - I jeszcze
jedno... Od dziś mów do mnie Godaime Hokage-sama!
*********
Tydzień później.
-P-potwór... - jęknął przerażony nukenin z Kiri-gakure, ściskając w drżących dłoniach ostrze otoczone czakrą
Chwilę
później upadł na kolana a jego głowa potoczyła się po ziemi.
Czarnowłosy chłopak w masce lisa i czarnym płaszczu przeszedł obok
klęczącego trupa, ignorując tryskającą krew. Docierając do małego stawu u
podnóża skalistej góry spojrzał jeszcze raz w głąb lasu. Pomiędzy
drzewami można było dostrzec kilkanaście zakrwawionych ciał bandytów.
"Heh...
Żałosne..." - stwierdził mentalnie Menma, zdejmując z twarzy maskę i
zbliżając się do brzegu nad którym rozstawionych było kilka namiotów
"Ten gość nie był nawet joninem, nie było mowy o żadnym wyzwaniu..." - warknął lisi lokator Uzumakiego - "Po cholerę zdecydowałeś się pomóc tym wieśniakom? Równie dobrze mogłeś ich po prostu zostawić..."
"Bo
bandyci mnie wkurwiają... Kradną, rabują, gwałcą... Myślą że mogą robić
co im się tylko podoba... Tak żałosne robactwo nigdy nie powinno
chodzić po tej ziemi..." - odpowiedział gniewnie - "A co do ludzi w
wiosce... Oddali mi swoje zapasy, więc jakoś musiałem się im
odwdzięczyć..."
"A ta okrągła sumka nie wystarczyła?" - parsknął sarkastycznie
"W
tej osadzie pozostały ze trzy małżeństwa, starcy i dzieci... Reszta
uciekła, pozostawiając swoich bliskich na pewną śmierć, lub zginęła." -
stwierdził, przypominając sobie nędzę w wiosce - "Te dzieciaki chodziły
głodne i ubierały się w stare szmaty tylko dlatego że ich rodziny to
tchórze, którzy widząc atak bandytów uciekli w popłochu... Gardzę takimi
ścierwami!" - warknął przywołując mentalny obraz jednego z Hokage - "Te
dzieciaki nie były niczemu winne, a jedynymi którzy im pomogli były te
pary... Trochę pieniędzy na pewno im się przyda po tym co się stało z
ich domami."
"Phi... Odezwał się ten który nie znosi ludzi... Śmiechu warte..." - warknął
"To
prawda... Nienawidzę ludzkości, ale to nie oznacza że pozwolę aby te
dzieci miały całkowicie zniszczone dzieciństwo!" - odryknął Kuramie,
klękając nad brzegiem stawu i napełniając pustą butelkę wodą
"Th... No to skoro już się z nimi uporaliśmy wracajmy do wioski, a potem ruszajmy dalej." - zaproponował biju
"Jeszcze
nie..." - odpowiedział, biorąc duży łyk wody i spoglądając na
zarośniętą krzakami i drzewami skalną ścianę obok stawu - "Musze
przyznać... Nieźle ukryte!" - stwierdził z zadowoleniem, składając
pieczęć
Gdy tylko Menma
wyzwolił swoją czakrę obserwowany przez niego obszar zaczął się
zniekształcać, by po krótkiej chwili ujawnić dużą, mocno podniszczoną
kamienną budowlę. Czarnowłosy od razu uaktywnił swój Sharingan, i
powolnym krokiem wkroczył między duże kolumny. Były bardzo stare, ale
większość zachowała się w nienagannym stanie. Naprzeciw przedsionka
kolumn znajdowało się szerokie wejście, prowadzące w głąb góry. Na
ścianach obok tunelu wyryte były setki pieczęci, oraz coś co
przypominało płomienie. Przed samym korytarzem, na podłodze znajdowała
się pochylona kamienna tablica. Młody jinchuriki od razu podszedł do
znaleziska.
-Co? To... To jest zapisane we współczesnym alfabecie? - zapytał zaskoczony, dotykając płyty - Zobaczmy...
Ty, który odkryłeś to miejsce,
Wielki wojowniku, ciekawski podróżniku,
Poszukujący potęgi, bogactwa, sensu życia,
Zawróć.
Bowiem to co zapieczętowane zostało dalej nie jest potęgą, nie jest techniką,
Lecz ciemnością, złem, Pustką,
Która pochłonąć może świat.
Wysłuchaj więc ostrzeżenia i odejdź,
Zapomnij o tym miejscu,
Albo przepadnij w ciemnościach!
"Co do..."
-Po
tylu latach poszukiwań znaleźliśmy je... Pierwsze kinjutsu! - ryknął
podniecony Uzumaki, rozbijając tablicę na kawałki i wbiegając do wnętrza
góry
Już po pierwszych kilku
sekundach usłyszał przesuwające się mechanizmy, po czym skoczył w górę,
w ostatniej chwili unikając przebicia przez dziesiątki stalowych
kolców. Następnie zaczął odbijać się od ścian, unikając wyłaniających
się zewsząd ostrzy. Chwilę później wylądował na stabilnym podłożu i
ruszył biegiem, składając jednocześnie pieczęcie.
-Suiton:
Suijinheki! - ryknął wypluwając na ziemię dużą falę wody, która ugasiła
większość płomieni formujących się przy otworach w ścianach
Swój maraton kontynuował przez kolejne dziesięć minut, unikając coraz to bardziej rozmaitych pułapek.
"Zauważyłeś to?" - zadał pytanie Kyuubi
"Ta... Od jakiejś minuty pułapki się powtarzają... Zresztą nie tylko one..." - stwierdził, zauważając przed sobą kałużę wody
Bez
chwili namysłu złożył pieczęć i rozproszył iluzję, jednak wciąż
znajdował się w tym samym korytarzu. Jedyną różnicą był fakt że stał
pomiędzy dwojgiem ogromnych, kamiennych oczu wyrytych w skale. Miały one
wzór Rinnegana. Nie wyczuwając już żadnego genjutsu Menma ruszył
powolnym krokiem do przodu, by po krótkiej chwili znaleźć się w ogromnym
przedsionku, po którym walały się resztki zniszczonych posągów lub
fragmenty ścian. Samo pomieszczenie zbudowane było na kształt kwadratu
którego trzy boki podzielone były przez osobne korytarze i wgłębienia.
Jednakże uwagę Uzumakiego przykuła czwarta ściana, znajdująca się
centralnie naprzeciw niego, albo raczej znajdujący się tam kufer.
-W końcu... - westchnął usatysfakcjonowany, robiąc krok naprzód
Dokładnie
w tym samym momencie, niemal na środku sali pojawiła się niewielka
grupa ludzi. Ubrani byli w czarno-białe szaty, a ich dłonie i twarze
zostały zabandażowane.
-Eh...
Jacyś shinobi się tu dostali? Upierdliwe... - warknął, spoglądając na
nich swoim Sharinganem - Jeden, dwa, trzy... Dziesięciu? Biorąc pod
uwagę że się tu dostaliście jesteście pewnie na poziomie joninów,
ewentualnie chunninów... Zabawmy się chwilkę! - ryknął podniecony, a
wzór jego lewego oka przybrał formę shurikena o czterech ostrzach
Dziesiątka
przeciwników nie czekała ani chwili dłużej i rozproszyła się po całej
sali, zbliżając do czarnowłosego z różnych kierunków. Jinchuuriki
jedynie uśmiechnął się chytrze, wyciągając z kabury dwa kunaie i
blokując atak ostrzem pierwszego przeciwnika. Bez namysłu wykopał go na
środek sali, po czym zaczął unikać kolejnych dwóch lawin cięć i pchnięć.
Gdy w końcu znalazł lukę w natarciu wrogów, szybkim ruchem podciał im
nogi i wyskoczył w górę blokując atak z wyskoku kolejnego
zabandażowanego, którego silnym ciosem posłał na przeciwległą ścianę.
Gdy tylko wylądował zablokował cios pieścią piątego już przeciwnika.
-Wiesz,
zaczyna mnie to powoli nudzić... Kończmy to. - szepnął, wbijając
napełnione czakrą wiatru ostrze w bok głowy shinobi - Świetnie... A
teraz... - zanim zdążył jednak dokończyć swoją wypowiedź został wykopany
pod ścianę - Gha... Co do... - westchnął lustrując wzrokiem
zabandażowanego
Ten powolnym
ruchem złapał za wbity kunai, po czym wyjął go bez chwili zastanowienia.
Wzrok Menmy przykuły natomiast sypiące się w tej samej chwili okruchy.
"To są... Lalki?" - warknął z niedowierzaniem Kurama
-Ta...
Jednak pytanie brzmi skąd są kontrolowane... - stwierdził czarnowłosy,
wytężając swój Mangekyo - Stamtąd, co? - dodał z niesmakiem, znajdując
źródło nici czakry w płaskorzeźbie umieszczonej nad skrzynią będącą jego
celem
Było to duże oko
przypominające Rinnegan, lecz na każdym z trzech okręgów miał po trzy
tomoe. Czakra wypływała z każdej z nich, oraz z samej źrenicy.
-Macie
pecha... - warknął, wysuwając przed siebie dłoń w której zaczął wirować
wiatr - Bo na takie sztuczki mam idealną technikę! - ryknął, ruszając
na marionetki
Jednak te widząc technikę przeciwnika złożyły ręce, kumulując w nich żółto-pomarańczową czakrę w formie kuli.
"To jest... Bakuton!" - ryknął zaskoczony lis
-Cholera...
syknął jinchuurki, odskakując w bok przed bombami energii, które w
zetknięciu ze skałą wytworzyły małe eksplozje - Hehe... Siła jak u
Rasengana... Nieźle... Ale niestety, koniec zabawy. - warknął,
rozpraszając uformowany w dłoni pierścień wiatru
Uwolniona
fala powietrza bez większych problemów rozcięła nicie energii
kontrolujące lalki. Wszystkie momentalnie opadły na ziemię bez życia.
Jednak Uzumaki szybko rozwinął na ziemi zwój i po ugryzieniu się w
nadgarstek oraz uformowaniu pieczęci uderzył w papier.
-Fuinjutsu:
Keiji Bosshu! (Technika pieczętująca: Karna Konfiskata) - powiedział a
spod dłoni wysunęło się dziesięć wiązek znaków, które pochwyciły
marionetki i wessały je do zwoju - Mogły by być z nimi problemy... -
szepnął, chowając rulon pod płaszcz - A teraz... Upragniona nagroda. -
stwierdził, podchodząc do szkatuły
Nie
miała ona zamka, lecz pieczęć obejmującą całą skrzynię. Czarnowłosy od
razu uśmiechnął się zwycięsko, dotykając pieczęci i przesyłając do niej
czakrę. Symbole natychmiast wycofały się i zniknęły, pochłonięte przez
rdzeń pieczęci na zamku. Chłopak szybkim ruchem otworzył skrzynię,
spoglądając od środka.
-Co
do... Co to ma znaczyć!? - ryknął na całe gardło, silnym kopnięciem
roztrzaskując skrzynie na kawałki - Gdzie jest zwój!? Ci bandyci na
pewno go nie zabrali... Wiec kto, kurwa!? - dodał krzykiem, uderzając w
ścianę obok
Nagle jednak jego
wzrok przykuło coś w w resztkach kufra. Bez chwili namysłu podszedł i
przykucnął, łapiąc przedmiot w drżące ze złości dłonie.
-Oczywiście...
Wszędzie poznam ten zapach i czakrę... - syknął, zaciskając pięści i
niszcząc kawałek skóry, po którym został tylko biały proch - Niech cię
szlag, Orochimaru!!!
***********************************************************************************
Ja:
JEST! Udało się! Sumimasen za tak długie pisanie notki... Leń, szkoła,
trochę problemów w domu... Ale udało mi się napisać te marne 12106
słów, bez początku i zakończenia. YAY!
Naru: To bierz się do pisania! Zostało trochę ponad 10 rozdziałów do końca Aktu I.
Fuu: I teraz twoja ulubiona część, powinno pójść szybko!
Ja:
Też na to liczę! Wiec ludzie, skomentujcie żebym wiedział że czytacie i
życzcie mi weny/ módlcie się za moją wenę/ lub przesyłajcie mi swą
energię! Nie pogardzę niczym
Sayo